niedziela, 9 sierpnia 2015

O poszanowaniu życia w Afganistanie

Gul Jan nosi burkę kiedy idzie do pracy. Otwieram jej bramę naszego domu i wpada swoim enegricznym krokiem. Wiem, że to ona mimo, że przecież kiedy patrzę przez lustro, które mówi nam kto przychodzi, to widzę niebieską burkę i nic więcej - trochę się nauczyłam rozpoznawiać "moją" Gul Jan. Gul Jan u nas sprząta. To znaczy: sprząta, prasuje i pierze, oraz wcina czekoladki i przesypia całe dnie w łóżkach domowników. Gul Jan jest instytucją - nikt nigdy jej nie zwolni za spanie czy podjadanie, nikt jej nawet nic nie powie. Bo po co? Jest ok tak jak jest. A z resztą - po co ją stresować? Jest jednyną osobą w rodznie która pracuje: utrzymuje brata, domu, jego dzieci. Sama - co niezwykłe w Kabulu - nie wyszła nigdy za mąż. Gul Jan jest inna, jest i już. 
Gul Jan używa mojego kremu nawilżającego. Najpierw się wkurzałam, a potem kupiłam sobie drugi słoiczek - i tak stoją dwa: ona ma swój, ja swój. I co? No, ok nie sobie położy go na twarz, poczuje się fajnie ze sobą. 
Raz wpadła do mojego pokoju z wyrazem absolutnego przerażenia na twarzy i papierkiem po czekoladce w ręku. - Aleksandra, czy to jest haram? Czy to ma alkohol? - przerazona krzyczy, bo jako dobra muzułmanka nie może mieć kontaktu z alkoholem. No tak - to były przywiezione z poza Afganistanu czekoladki, które zostały w salonie. Czytam skład. Niech ten grzech będzie na mnie - Nie, Gul Jan nie ma. - Chyba mi nie uwierzyła. 
Ona uwielbia zwierzęta. Kiedy mieliśmy naszego pierwszego psa - Porkchop, Gul Jan prasowała na podłodze z Porchop przyklejoną do niej. Karmiła kotke która była w ciąży. Ucieszyla się z drugiego psa. A kiedy tamte wszystkie zwierzaki wyjechały do Europy ucieszyła się najpierw z kurczaków, a potem dwóch kolejnych psów. Gul Jan jest zaprzeczeniem stereotypowego Afgańczyka, który rzuca w psa kamieniem. Ma 6 kotów w domu. 
Kiedyś chciałam zabić oso-szerszenia który wpadł do nas do domu. Gul Jan skarciła mnie, mówiąc w Dari o szacunku do życia, o tym, że to żyjące stworzenie, a potem złapała go pod szklankę na papier i wyniosła. Uśmiechnęła się patrząc jak odlatuje. Uśmiechnęła się widząc jedno uratowane życie, które w tym mieście nie zostało starte w proch. Jak to dobrze.

2 komentarze:

  1. Boże jak pięknie co za piękna postać i nie trzeba się szastać że kremu używa, niech używa na zdrowie, byleby szczoteczki do zębów nie używała także. :) I kocha zwierzęta tam też są ludzie piękni, dobrzy ludzie i spojrzenie pełne życzliwości niech trwa i ludzi łączy.
    Cieszę się że więcej piszesz. Ciepło przytulam z Polski a że nie ma tu radości życia jest narzekactwo? Nie wszędzie na szczęście i to taki sposób powierzchowny patrzenia, takie jakby odrzucanie pecha. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałą kobietę opisałaś i jakże daleką od stereotypów jakie są w naszym postrzeganiu świata zakorzenione... Rozczuliłaś mnie tymi dwoma kremami:))
    Nasz naród lubi narzekać to prawda, ale myślę też, że wiele osób stara się dostrzegać piękno w codzienności, na swój prywatny użytek. Pozdrawiam serdecznie z Tatr.

    OdpowiedzUsuń